Sztandar Biblijny nr 194 – 2004 – str. 51
MĄŻ SMUTKU – ZAWSZE CHWALEBNY KRÓL
„Wzgardzony i odrzucony przez ludzi; mąż smutku, zapoznany z cierpieniem, a my niejako zakrywaliśmy przed Nim nasze twarze” (Izaj. 53:3, KJV). Z pewnością są to jedne z najbardziej przejmujących słów opisujących cierpienia Zbawiciela świata!
Smutek! Żal! Zraniony za nasze grzechy, ukarany za nasze złe czyny, wychłostany, abyśmy my mogli mieć pokój, zgnębiony i cierpiący. On wziął na siebie naszą winę i nie uskarżał się. Jego czas nadszedł. Jezus wcześniej był w pełni świadomy druzgocących wyzwań tych ostatnich dni. Uczniowie w rzeczywistości nie przeczuwali jeszcze zbliżających się ponurych wydarzeń, chociaż Pan powiedział im: „Smętna jest dusza moja aż do śmierci.” On nawet ze łzami modlił się do Ojca: „Jeśli można, niech mię ten kielich minie” (Mat. 26:38, 39).
Czy może gehenny cielesnych cierpień nasz Pan tak bardzo się obawiał? Czy może wrażliwość doskonałego człowieka była tak subtelna, że Pan o wiele dotkliwiej odczuwał wyrządzane Mu fizyczne cierpienia, niż ktoś zahartowany przez odporność odziedziczoną od pokoleń? A może był to strach przed okropnym upokorzeniem kryminalnego oskarżenia, wystawieniem na pośmiewisko, przed groteskowym zarzutem bluźnierstwa i hańbą publicznej egzekucji?
DLA RADOŚCI WYSTAWIONEJ PRZED NIM
Nasz Pan był wcześniej w pełni zorientowany co do charakteru swej śmierci. Ten, który był aktywny od początku stwarzania, jeszcze przed zaistnieniem ziemi, który widział jak były tworzone jej podstawy i radował się ze wszystkimi zastępami aniołów, był także świadkiem tragicznego upadku w grzech mieszkańców ziemi. To On jako Słowo (gr. Logos), działając na rzecz Wszechmogącego, Stworzyciela, przekazywał prorocze posłannictwo Izajaszowi mówiące o „mężu smutku”, który miał umrzeć za świat. Kiedy Słowo miało stać się ciałem w osobie Jezusa Chrystusa, wiedział, że On sam będzie tym Mężem.
Taka rozległa wizja, takie oświecenie w stosunku do Boskiego celu, z pewnością było dla Niego pokrzepieniem podczas tych ponurych godzin. Apostoł Paweł zdawał sobie sprawę z tego, gdy napisał:
„Patrząc na Jezusa autora i dokończyciela wiary, który dla wystawionej sobie radości, podjął krzyż, wzgardziwszy hańbą, i usiadł na prawicy Boskiego tronu. Rozmyślajcie o tym, który zniósł takie sprzeciwy ze strony grzeszników, abyście nie doznali znużenia i osłabienia waszych umysłów” (Żyd. 12:2, 3, KJV).
Nie możemy wątpić, że ten szczególny rodzaj śmierci, pełnej hańby i wstydu, publiczne szyderstwa i pogarda niczym dla przestępcy, znacznie zwiększyły cierpienie Pana. Lecz niewątpliwie istniała jeszcze inna poważna troska – o tych, których opuszczał.
„MODLĘ SIE ZA TYMI… KTÓRYCH MI DAŁEŚ”
Gdy Pan był z nimi, oni zachowywali wiarę. Z zadowoleniem przyjmowali wieści o zbawieniu i godzili się na swoją część w znoszeniu obelg i odrzucenia ze strony świata. Oni opuścili wszystko, aby podążać za Tym, w którego uwierzyli, że jest obiecanym izraelskim Mesjaszem. Lecz gdy Pasterz zostanie zabrany czy stadko się nie rozproszy?
Pomimo wyraźnych słów Pana, że ten dzień jest coraz bliżej, okazało się, że oni nie rozumieli w pełni Jego słów. Kiedy uroczysta wieczerza rozpoczęła się, On wyraził głębokość swego wzruszenia z powodu tej ostatniej uroczystości, słowami: „Żądając żądałem tego baranka jeść z wami, pierwej niżbym cierpiał” (Łuk. 22:15). A kończąc przemowę, która nastąpiła po uczcie, Jezus żarliwie i szczegółowo pomodlił się za tych drogich, których Ojciec dał Jemu, aby mogli być zachowani od zła, uświęceni i we właściwym czasie uwielbieni z Nim (Jana 17).
Przebywając w górnym pokoju, gdzie historyczne wydarzenia miały swój początek, oni z pewnością byli poruszeni, a być może także przytłoczeni wyjątkowym poczuciem nadchodzącego nieszczęścia, kiedy nieco rozproszeni w mrokach nocy skierowali swe kroki na Górę Oliwną.
„ZOSTAŃCIE TUTAJ I CZUWAJCIE ZE MNĄ”
Lecz jego towarzysze tak mało zdawali sobie sprawę z prawdziwego niebezpieczeństwa, które miało spotkać ich Mistrza tej nocy, że zdołali głęboko usnąć, kiedy On znosił getsemańskie udręki. Łagodne upomnienie skierowane do Piotra było usprawiedliwione: „Czy nie mogliście czuwać ze mną przez jedną godzinę?” (Mat. 26:40, KJV). Lecz ich powieki były ciężkie i kiedy Pan wrócił, znowu zastał ich śpiących.
Czy oni okażą się odważni i czy będą kontynuować dzieło, które On zapoczątkował? Jaka będzie ich reakcja na Jego aresztowanie i upokorzenie, na Jego śmierć oraz jej rodzaj? Czy okażą wystarczającą wytrwałość i będą zdecydowani, by położyć swe życie dla sprawy Ewangelii, aby ginący świat mógł dowiedzieć się o drodze do życia? Niestety! Wkrótce większość z nich opuściła Go, pierzchając w obawie o swe życie. Jeden z nich zaprzeczył, że w ogóle Go zna. Podczas tych ostatnich chwil życia, Pan mógłby doznać otuchy przez obecność miłujących i wiernych uczniów, będących świadkami dokończenia Jego ofiary. Lecz ich tam nie było. Biblijny zapis mówi, że był tam tylko Jan oraz kilka kobiet i wydawało się, że Ojciec napełnił Jego kielich gorzkością i pogrążył Go w smutku.
UPODOBAŁO SIĘ PANU UTRAPIĆ GO
Jak to możliwe? Z pewnością Niebiański Ojciec nie mógł patrzeć na wstrząsające sceny procesu i ukrzyżowania naszego Pana i czerpać z tego przyjemność. Cierpiący Zbawiciel był Jego umiłowanym Synem – tak jak wcześniej, przed założeniem gruntów ziemi, tak teraz na