Sztandar Biblijny nr 131 – 1999 – str. 7
wstąpić do nieba.
Pogłoska jednak szybko zmieniła się w rzekomą historyczną prawdę, wraz ze smutną historią Samuela Shortridge’a z New Hampshire, który, ubrany w „długą białą szatę wniebowstąpienia”, wspiął się na jabłoń, podskoczył do góry, spadł na ziemię, złamał kark i zmarł. „Oto są zgubne skutki Milleryzmu” komentowała prasa. Jednak wiadomość ledwo zdołała się rozejść, a już została zakwestionowana przez samego Shortridge’a! Czy w ogóle ubrał się on w szatę wniebowstąpienia, czy też nie, żadna gazeta nie usiłowała dłużej twierdzić.
Sprostowania Millerytów na początku roku 1843 musiały być widocznie tak przekonywające, by nie wspomnieć o tych gwałtownych, iż historia o szatach wniebowstąpienia szybko zniknęła z gazet, chociaż inne ośmieszające opowieści zajęły jej miejsce. Jeśli sami Milleryci nie byli szaleni, to przynajmniej doprowadzali innych do szaleństwa – oskarżenia przyjęły taki złowróżbny zwrot. Historia Mc Mastera cytuje niektóre z tych artykułów jako niepodważalne fakty.
W bibliotece Amerykańskiego Towarzystwa Antykwarycznego znalazłem kompletny zbiór raportów nadzorców szpitali dla umysłowo chorych z lat czterdziestych XIX wieku – mroczne dokumenty – i dokonałem wielkiego odkrycia. Przyczyna szaleństwa pacjenta zapisywana w zapisach szpitali dla umysłowo chorych była podawana przez krewnych! A jakie powody oni przedstawiali: „kłopoty w rodzinie”, „zawiedziona ambicja”, „astma”, „magnetyzm zwierzęcy”, „upokorzona duma”, „polityczne podekscytowanie”, itd. Tylko nieliczni podawali „Milleryzm”. A uważne (nawet drobiazgowe) ich zbadanie objawiło, że w wielu przypadkach cierpiący na szaleństwo rzekomo wywołane Milleryzmem mieli wcześniejsze ataki na długo przed tym, nim Milleryzm zyskał rozgłos.
Na kilka tygodni przed 22 października 1844, o którym Milłeryci wierzyli, iż jest dniem powrotu Chrystusa, prasa gwałtownie zwiększyła liczbę historii o nich i na nowo podjęła kwestię szat wniebowstąpienia. 17 października bostoński reporter w Nowym Jorku napisał, iż widział reklamę w oknie sklepu w dzielnicy Bowery o następującej treści: „Muślin na szaty wniebowstąpienia”, dodając: „Nie wiem, czy zostało to zrobione dla żartu, czy też było rezultatem kupieckiego ducha, który zawsze jest gotów czerpać zyski, czy to z wojny, zarazy czy pożogi”. Wiele gazet przedrukowało ten artykuł, większość jednakże zapomniała dodać, że owa reklama mogła być „żartem”.
W pełnych wigoru latach czterdziestych XIX wieku drukarze często wykorzystywali bieżące sprawy, by wypuścić dodatki – duże arkusze papieru pokryte drukiem tylko z jednej strony – które w barwny sposób omawiały te kwestie. Dodatek wydany w dużym nakładzie na kilka dni przed 22 października 1844 roku obrazował bostońskich Millerytów ubranych w szaty wniebowstąpienia wstępujących do nieba ze szczytu swojej świątyni. W towarzyszącym tekście znajdowała się historia Joanny Southcote, która na długie lata przed powstaniem Milleryzmu rzekomo wyszła pewnej nocy na wzgórze w Nowej Anglii w oczekiwaniu przyjścia Chrystusa. Wróciwszy do domu, jak mówi ta opowieść, zawołała do męża, by otworzył frontowe drzwi, lecz ten gburowato odkrzyknął jej, że jego żona poszła do nieba i że nie wpuści żadnej obcej kobiety. Dobra ci historia! Zbyt dobra, by pozwolić jej umrzeć. Jeszcze w 1954 roku dziennikarz pewnej gazety żywo przytacza tę historię, jako szczerą prawdę, umiejscawiając ją jednak w Stanach Zjednoczonych, a odsuniętą Joannę Southcote, żonę, czyniąc Millerytką!
16 października 1844 roku filadelfijska gazeta wydrukowała następującą pogłoskę o Millerytach: „Nie uczestniczyliśmy w żadnym z ich zgromadzeń, lecz ci, którzy byli obecni na ich spotkaniach zapewniają nas, że widok jest przerażający”. Natomiast inna gazeta w tym samym mieście, nie zadowalając się plotkami, 21 października wysłała reportera na jedno z ich zebrań, a potem opublikowała, co następuje: „Skorzystaliśmy ze sposobności udania się do kaplicy Millerytów w naszym mieście, by na własne oczy zobaczyć zachowanie fanatyków, którzy tam się zgromadzają. Ze zdziwieniem zauważyliśmy jednak, iż członkowie tej społeczności to ludzie o widocznej inteligencji i cieszący się powszechnym szacunkiem. Wykłady były mówione w spokojnych i łagodnych sformułowaniach”.
Potem nastąpił 22 października! Przewracałem pożółkłe strony każdej gazety, jaką udało mi się uzyskać, a mimo to, nic nie znalazłem! To jest, nic o Millerytach w szatach wniebowstąpienia ani na dachach domów, ani na wzgórzach, ani na polach. Jedyną wzmianką o polach była historia, prawdziwa historia o około 150 Millerytach, którzy opuścili Filadelfię na dzień przed spodziewanym „końcem”. Te 150 osób opuszczających jedno miasto i to na dodatek w zwykłym odzieniu, jak się wydaje, dostarczyło jedynej podstawy dla obecnej legendy, mówiącej iż Milleryci w falujących szatach wniebowstąpienia tysiącami opuszczali wielkie miasta.
Z tego filadelfijskiego incydentu powstała pogłoska, iż dwoje dzieci, wystawionych na przejmujące zimno w nocy, zamarzło na śmierć. Lecz raport koronera z tamtego tygodnia nie zawiera żadnej wzmianki o dwójce dzieci zmarłych z powodu wystawienia na działanie mrozu – a temperatura była rzędu kilkunastu stopni Celsjusza powyżej zera.
Tak naprawdę to gazety niewiele mówiły o poczynaniach Millerytów 22 października. Czy prasę mogła zainteresować grupa ludzi spokojnie siedzących w domu lub uczestniczących w nabożeństwie kościelnym? Gazeta w Cincinnati opublikowała historię naocznego reportera o zgromadzeniu Millerytów 22 października – jedyne takie sprawozdanie, jakie mogłem znaleźć – w swojej świątyni; w tym mieście zgromadziło się ich około 1.200. Autor szczerze napisał: „Nie zauważyłem żadnych szat wniebowstąpienia i doszedłem do wniosku, iż pogłoska mówiąca o