Sztandar Biblijny nr 131 – 1999 – str. 6

prowadzić do dziwacznego postępowania?

      Literatura jednak pełna jest fałszywych historii. Na przykład, większość ludzi wierzy, iż Neron grał na skrzypcach oglądając jak płonie Rzym, lecz skrzypce wynaleziono dopiero w XVI wieku, a historyk Tacyt stwierdza, że Neron znajdował się 50 kilometrów od Rzymu w czasie pożaru. I oczywiście wszyscy „wiemy”, że sir Izaakowi Newtonowi idea grawitacji przyszła na myśl pod wpływem jabłka, jakie spadło mu na głowę, lecz cierpliwi badacze nie znajdują żadnej wzmianki o tym incydencie w pismach sir Izaaka ani w pismach dwóch wybitnych ludzi, którym Newton zrelacjonował fakty odnośnie swojej pierwotnej pracy nad grawitacją. Wolter pierwszy opublikował tę historię 73 lata po tym, jak owo jabłko rzekomo spadło!

      Pod wpływem moich rozmyślań zrodziło się we mnie przeczucie, że być może historie o ruchu Millera również są jedynie wymysłem. Na szczęście posiadałem zdrowy sceptycyzm, Boży dar dla człowieka, mający chronić go przed oszukaństwem. Lecz nawet kamienny sceptycyzm ma tendencję ścierać się na skutek ciągłego tarcia wiarygodnych historii. Postanowiłem zbadać tę sprawę. Czas miał pokazać, iż moje przedsięwzięcie ma w sobie intrygujący dreszczyk detektywistycznego poszukiwania upiornego fałszerza.

      Moje pierwsze odkrycie było zdumiewające. Encyclopaedia Bńtannica po raz pierwszy opublikowała zarys ruchu Millera w swej IX edycji (wydawanej w latach 1875-1879). Daleko było temu opisowi do sensacji, nie czynił on żadnej wzmianki o szatach wniebowstąpienia. Zapis ów został niezmieniony w X edycji. Lecz XI edycja (wydawana w latach 1910 – 1911) ubrała zwolenników Millera w „białe muślinowe szaty” i wyniosła ich na „dachy domów i wzgórza”. Czy pierwszy pisarz, prawdopodobnie pamiętający jeszcze rok 1844, nie zapisał niezwykłego historycznego wydarzenia, czy też drugi uległ szerzącej się i przekonywającej opowieści? (Uwaga: wzmianka o „szatach” została usunięta ze wszystkich wydań Britannica po 1950 roku).

      Przekonałem się, że pisarze, którzy nadmieniali o Millerytach, jak się wydawało czerpali informacje głównie z dwóch dzieł. Pierwszym była książka „Dni ułudy”, wydana w 1924 roku, w głównej mierze oparta na 260 listach otrzymanych w odpowiedzi na ogłoszenia w gazetach. Owe ogłoszenia prosiły o korespondencję od czytelników, którzy mieli jakiekolwiek wspomnienia o tym, jak ich rodzice i dziadkowie opowiadali o wielkim religijnym podekscytowaniu zwanym Milleryzmem, jakie miało miejsce prawie 80 lat wcześniej.

      Przeczytałem wszystkie 260 listów. Ich wyróżniającą cechą jest mglistość. Bezwartościowe jako dowód w sądzie, dostarczyły bezcennego materiału do barwnej książki, którą uczeni autorzy cytowali z taką powagą. Stwierdziłem, że jeśli to jest wszystko, co mit może uczynić, to nie mam czym się martwić.

      Drugą, starszą książką, była historia Stanów Zjednoczonych Mc Mastera, napisana głównie w formie artykułów, jakie można było znaleźć w gazetach z tamtych lat. W niej przeczytałem streszczenia historii z gazet z lat 40. XIX wieku, które opisywały dziwne zachowanie zwolenników Millera – szaty wniebowstąpienia, dwoje zamarzniętych na śmierć dzieci, Millerytę ubranego w owe szaty, który spadł z drzewa, ofiary ruchu o niezrównoważonym umyśle.

      Moja odwaga słabła, lecz wciąż byłem pełen sceptycyzmu. Historie te wyglądały na zbyt jaskrawe. Troskliwi przyjaciele zasugerowali, abym nie szukał już dalej, by więcej duchów nie wyszło z kątów. Doszedłem jednak do wniosku, iż światło jest dobrym lekarstwem na duchy, dlatego też ożywiwszy moją odwagę postanowiłem zbadać nie tylko kąty, ale także piwnicę i stryszek Millerytów.

      Odwiedziłem każde biuro towarzystwa historycznego w Nowej Anglii, gdzie ruch powstał i niezliczoną liczbę bibliotek w całym kraju. Ogłoszenia w gazetach pomogły mi zlokalizować dalszy materiał źródłowy. Przez pewien czas żyłem wśród stosów książek Amerykańskiego Towarzystwa Historycznego w Worcester, Massachusetts, które posiada prawie kompletny zbiór wczesnoamerykańskich gazet. W Aurora College natknąłem się na skromnie wyglądającą skrzynię, która zawierała prawie tysiąc listów od i do Williama Millera.

      Czytałem wyblakłe strony i wdychałem pyłki kurzu przez dwa lata, sporządzając w tym czasie kserokopie całej masy dokumentów i artykułów z gazet. Kiedy skończyłem, moja twarz była pokryta grubą warstwą kurzu, lecz poprzez kurz promieniował uśmiech. Oto, co znalazłem:

      Było jasne, iż w latach czterdziestych XIX wieku wielu ludzi pojmowało swoją religię bardzo żywiołowo, wręcz wybuchowo. Uczestnicy zamieszek w 1844 roku naprawdę spalili katolickie kościoły w Mieście Braterskiej Miłości. Jeśli istniały jakieś prawa odnośnie oszczerstw, wydaje się, że prasa o tym nie miała pojęcia. Często otwarcie używano słowa „kłamca”, i to nie tylko w świeckiej prasie. Przeciwstawne szkoły wewnątrz różnych denominacji obrzucały się nawzajem zjadliwymi przymiotnikami….

      Nie było usług telegraficznych ani telefonów, a tym samym możliwości szybkiego zweryfikowania faktów o jakimkolwiek wydarzeniu. Gazety bezwstydnie kopiowały jedna od drugiej najbardziej szkalujące historie. Jednakże zazwyczaj zrzucały z siebie odpowiedzialność frazą „krąży pogłoska, jakoby”, lub „donosi się, iż”.

      W takim świecie zaistniał ruch Millera. Właściwy ruch trwał [w centrum zainteresowania opinii publicznej – Wydawca] przez około cztery lata i osiągnął punkt kulminacyjny 22 października 1844 roku, w dniu mylnie wyznaczonym jako dzień przyjścia Chrystusa. Już na początku 1843 roku ruch Millera osiągnął wystarczająco duże proporcje, by zwrócić na siebie powszechną uwagę i ściągnąć krytyczne docinki. Na pierwsze miejsce pośród tych ostatnich wysunęła się pogłoska, szeroko opublikowana w prasie, iż Milleryci szyją długie białe szaty, w których mają

poprzednia stronanastępna strona