Sztandar Biblijny nr 131 – 1999 – str. 5
napisał: „Chociaż doznałem dwakroć rozczarowania, nie jestem jednak powalony ani zniechęcony. Bóg jest ze mną swym duchem i pociesza mnie. Mam teraz dużo więcej dowodów, iż wierzę w Słowo Boże i choć jestem otoczony przez wrogów i szyderców, mój umysł ma doskonały pokój, a moja nadzieja na przyjście Chrystusa jest tak silna, jak nigdy dotąd. Uczyniłem jedynie to, co po latach trzeźwych rozważań uważałem za mój święty obowiązek. Jeśli zbłądziłem, to z powodu miłości bezinteresownej, miłości moich współbliźnich oraz przekonania o moim obowiązku względem Boga”.
Miller zmarł 20 grudnia 1849 roku. Jozue Himes był przy jego łożu, dodając mu otuchy słowami pociechy, na które dobrze sobie zasłużył ten zwycięski żołnierz Jezusa Chrystusa. Ciało jego złożono na spoczynek na niewielkim cmentarzu nieopodal jego starego domu. U szczytu kamienia nagrobnego znalazły się stosowne słowa: „Czasu naznaczonego koniec będzie”. A pod jego nazwiskiem wyryte są równie stosowne słowa z Dan. 12:13: „Lecz ty idź swoją drogą, aż przyjdzie koniec; i spoczniesz, i powstaniesz do swego losu u kresu dni” [Nowy Przekład BiZTB].
UJAWNIENIE FAŁSZYWYCH ŚWIADECTW O RUCHU MILLERA
Bardzo interesujący artykuł pod tytułem „Upiory w szatach wniebowstąpienia” autorstwa Francisa B. Nichola, dobrze znanego wydawcy i autora, ukazał się w październiku 1954 roku w czasopiśmie Chrześcijański Zwiastun. Podaje on rezultaty badań autora, rzucających światło na powstanie niesmacznych legend, które przylgnęły do Millera i jego ruchu. By oczyścić tych braci uzyskaliśmy zgodę na przedrukowanie tego artykułu. Dla wygody pomijamy użycie cudzysłowów. Po kilku słowach wstępu autor stwierdza:
Historia ta mówi, iż pewnego dnia w 1844 roku grupa religijnych ludzi w Nowej Anglii przywdziała szaty wniebowstąpienia i usadowiła się na dachach domów i na wzgórzach, by oczekiwać spodziewanego wtórego Adwentu Chrystusa. Tamtej nocy zawiedzeni musieli pójść do domu trzepocząc swoimi szatami.
Mit ten byłby niezbyt szkodliwy dzisiaj, kiedy tak wiele czasu dzieli nas od tamtych wydarzeń, gdyby nie to, że znów jest powtarzany – i to jako ewangeliczna prawda. … Mit pozwala opowiadającemu zadać przerażające pytanie: „Jeśli ludzie zaczną wierzyć w literalne powtórne przyjście Chrystusa, czy nie będą zachowywać się tak irracjonalnie, jak ci w 1844 roku?” To wzbudza większe niż zwykłe zainteresowanie historią o ludziach sprzed stulecia ubranych w szaty wniebowstąpienia i jest dowodem na to, iż ta historia musi być zdemaskowana i po raz kolejny obalona.
Oczywiście, historia ma wiele barwnych szczegółów. Mówi się, że wierzący wspinali się na drzewa w obszernych szatach – niemały wyczyn – a potem spadali z nich z katastrofalnymi skutkami. Innych ponoć podniecenie doprowadziło do utraty zmysłów, a o niektórych mówi się nawet, że popełnili samobójstwo lub nawet morderstwo podczas utraty zmysłów. Kolejny punkt mrożący w żyłach krew mówi o rzekomej śmierci dwojga małych dzieci, które zamarzły na polu oczekując na przyjście Chrystusa….
Jestem członkiem konserwatywnej protestanckiej grupy, w której wierzeniach doktryna o wtórym przyjściu Chrystusa odgrywa kluczową rolę. Nie możemy rościć sobie oryginalności wierząc w tę doktrynę – jest ona tak stara jak sama Biblia i znajduje się w większości chrześcijańskich wyznań wiary. Lecz w związku z tym, iż zajmuje ona u nas wybitne miejsce, oraz dlatego, że nasze duchowe korzenie sięgają adwentystycznego okresu wczesnych lat 40. XIX wieku w Nowej Anglii, jesteśmy zakłopotani słuchając mitu o szatach wniebowstąpienia.
Z tym zakłopotaniem spotykałem się ustawicznie, gdy czytałem różnego rodzaju pisma. Czasami gazeta, którą czytałem każdego dnia zawierała historię o śmiesznych dziwactwach ludzi, którzy w latach czterdziestych XIX wieku spodziewali się osobistego przyjścia Chrystusa. Wypływał z tego taki morał, iż każdy, kto dziś oczekuje wtórego przyjścia musi być troszeczkę niezrównoważony. Innym znowu razem natykałem się na reklamy usiłujące wzbudzić sensację, a zarazem wychwalać postęp świata i człowieka w stosunku do czasów, kiedy to „Milleryci … kupowali szaty wniebowstąpienia” w oczekiwaniu na koniec świata.
Jeśli sprzeciwiałem się fantastycznym historiom odnoszącym się do tamtych odległych czasów, szybko zamykano mi usta odwołując się do opasłych tomów. Wyglądałem śmiesznie próbując walczyć na przykład z imponującą Encyclopaedia Britannica, która oświadczała obszernie, że Milleryci siedzieli w swoich „białych szatach z muślinu na dachach domów i wzgórzach”.
Oczywiście, tyle wiedziałem, że było to faktem: we wczesnych latach czterdziestych XIX wieku w Stanach Zjednoczonych, a zwłaszcza w Nowej Anglii, szerokie kręgi zatoczył ruch znany jako Milleryzm. Nazwa ta wywodziła się od nazwiska jego przywódcy Williama Millera, byłego kapitana wojny 1812 roku. Istotą tego międzykościelnego ruchu było ożywienie zainteresowania doktryną o osobistym przyjściu Chrystusa. Zainteresowanie było tak wielkie, że choć często wynikało z wrogich pobudek, nazwisko Millera było wiele razy na bardziej widocznym miejscu w gazetach, niż nazwisko prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jednakże od lat czterdziestych XIX wieku, wokół ruchu Millera zaczyna kłębić się w coraz większym stopniu chmura oślepiającego kurzu nieprawdopodobnych opowieści.
Zacząłem się głęboko zastanawiać, dlaczego doktryna o literalnym, osobistym powrocie Chrystusa, mającego zetrzeć zło i odtworzyć doskonały świat dla prawych ludzi, miałaby powodować u wierzących w nią szalone i nieracjonalne postępowanie. Apostołowie wierzyli w tę doktrynę i są wzorami chrześcijańskiego postępowania. Wprawdzie zwolennicy Millera sprzed ponad stulecia wyznaczyli konkretną datę przyjścia Chrystusa, lecz czy to koniecznie musiało