Sztandar Biblijny nr 120 – 1998 – str. 11
sprawę, że wykonuje wolę Ojca.
Dlaczego zatem przy samym końcu swej misji, gdy już powiedział uczniom o zbliżającej się śmierci i wyjaśnił, że będzie zlekceważony przez najwyższych kapłanów i starszych i ukrzyżowany (Mat. 16:21), dlaczego wbrew tej całej wiedzy, ufności, pełnego miłości posłuszeństwa, wierności ślubowi poświęcenia aż do śmierci, nasz Pan doświadczył tak strasznej próby w ogrodzie Getsemane?
Słowa Apostoła Pawła wyjaśniają tę sytuację, gdy mówi, że Jezus „modlitwy i uniżone prośby do tego, który go mógł zachować od śmierci, z wołaniem wielkim i ze łzami ofiarował” (Żyd. 5:7). Lecz inni również umierali, stawiali czoła śmierci w takiej samej lub jeszcze okropniejszej formie, i czynili to ze spokojem. Dlaczego nasz Pan się załamał w głębokim smutku i w takim wielkim wołaniu, że doprowadziły do krwawego potu? Odpowiadamy, że dla Niego śmierć była zupełnie czymś innym niż jest dla nas. My w dziewięćdziesięciu procentach już jesteśmy martwi, a może jest gorzej, z powodu naszych niedoskonałości, naszego udziału w upadku, który obezwładnił nasze wszystkie uczucia, umysłowe, moralne i fizyczne, i który czyni nas niezdolnymi do oceny życia w jego najwyższym, najlepszym i naczelnym znaczeniu.
Lecz inaczej było z naszym Panem. „W nim był żywot” – doskonałość życia. To prawda, że przez trzy i pół roku kładł swoje życie w ofierze, używając go do głoszenia prawdy, a szczególnie do leczenia tłumów chorych, gdy moc, czyli żywotność uchodziła z Niego i leczyła ich wszystkich (Łuk. 6:19). To z pewnością osłabiało Jego stan i siły fizyczne, lecz bez wątpienia umysłowo nadal był pełen energii, życia, doskonałości. Poza tym nasze doświadczenia ze śmiercią i oczekiwanie śmierci skłaniają nas do traktowania jej jako pewnik, który nastąpi wcześniej czy później. Doświadczenia naszego Pana, wprost przeciwnie, były związane z życiem, gdyż przez wieki, dla nas niepojęte, przebywał z Ojcem i świętymi aniołami, ciesząc się doskonałością niekończącego się życia, a Jego doświadczenia z umierającymi ludźmi trwały zaledwie kilka krótkich lat i dlatego dla Jezusa śmierć miała zupełnie inne znaczenie, niż ma dla umierającego rodzaju ludzkiego.
Ale było jeszcze coś więcej, dużo więcej niż to. Poganie mają nadzieję przyszłego życia opartą na tradycjach swoich przodków, lud Boży ma nadzieję zmartwychwstania opartą na Boskiej obietnicy i zagwarantowaną mu przez zasługę Chrystusowej ofiary, a jaką nadzieję miał Jezus? On nie mógł podzielać nadziei pogan, że umarli naprawdę nie umarli, gdyż wiedział, że jest odwrotnie. On nie mógł podzielać nadziei w odkupienie i powstanie przez zasługę kogoś innego. Dlatego jedyna nadzieja Chrystusa tkwiła w tym, że Jego całe życie, od momentu poświęcenia aż do końca, było absolutnie doskonałe, bez skazy w oczach sprawiedliwości, w oczach Niebiańskiego Ojca.
To właśnie wtedy, gdy był sam, przygniótł Go ten okropny strach: Czy był doskonały w każdej myśli, słowie i czynie? Czy zupełnie zadowolił Ojca? Czy następnego dnia, z takim wzdraganiem się przed hańbą i sromotą, jakie miał przeżyć z powodu swej doskonałości, będzie w stanie niezachwianie wypełnić swoją część? Czy w rezultacie zostanie uznany przez Ojca za godnego, aby powstał z martwych trzeciego dnia? A jeśli zawiódł lub zawiedzie, choćby w bardzo drobnym szczególe, i w ten sposób zostałby uznany za niegodnego zmartwychwstania, a więc zostałby unicestwiony i nigdy więcej nie zobaczyłby Ojca? Nic dziwnego, że te doniosłe sprawy trapiły serce naszego drogiego Odkupiciela ze smutkiem nie do pokonania, tak że „wołanie wielkie ze łzami” zanosił do Tego, który mógł zachować Go od śmierci — przez zmartwychwstanie.
Mateusz powiada, że modlił się, iż „jeśli można, niech mię ten kielich minie”, Marek mówi, że modlił się, iż „wszystko dla ciebie jest możliwe”, Łukasz zapisał „jeśli chcesz” — a to wszystko sprowadza się do tego, że nasz Pan niezmiernie się bał o siebie samego, bał się, że może zrobić jakiś fałszywy krok i w ten sposób zniszczyć cały Boski plan, którego wykonania posłusznie się podjął i jak dotąd wiernie wypełniał. Najwyraźniej śmierć, w każdej postaci, byłaby wystarczająca jako okup za nieposłuszeństwo pierwszego Adama, czyniąc zadość jego karze śmierci, lecz Ojcu podobało się poddać swojego Syna, Odkupiciela, najsurowszej ze wszystkich prób, nie szczędząc Jemu hańby, wstydu krzyża. Pytanie naszego Pana brzmiało: Czy będzie mógł to znieść? lub czy byłoby możliwe, by Ojciec coś zmienił nie szkodząc Boskiemu planowi ani wielkiemu dziełu, jakie było dokonywane? Słowa naszego Pana: „Nie jako ja chcę, ale jako ty” świadczą o niezbędnej podległości.
ON ZOSTAŁ WYSŁUCHANY W TYM, CZEGO SIĘ BAŁ
Apostoł oznajmia, że nasz Pan został wysłuchany, to znaczy otrzymał odpowiedź w sprawie, jakiej się bał — odnośnie śmierci na krzyżu i powrotu do życia. Na modlitwy o pomoc lub uwolnienie od takich dolegliwości mogą być udzielone następujące dwa rodzaje odpowiedzi: Ojciec może usunąć niepokojącą przyczynę lub nas tak wzmocnić, że będziemy w stanie całkowicie ją pokonać. W postępowaniu z nami, jak i z naszym Mistrzem, Ojciec zwykle wybiera to drugie rozwiązanie, udzielając nam pokoju i siły przez zapewnienia zawarte w Jego Słowie.
Czytamy więc o Jezusie, że anioł z nieba ukazał się Jemu, dodając sił (Łuk. 22:43). Nie wiemy jakie posłannictwo przyniósł ten anioł naszemu drogiemu Odkupicielowi w Jego godzinie samotności i ogromnego smutku, lecz dla nas to nie jest konieczne, nam powinno wystarczyć to, że wiemy, iż Ojciec odpowiedział na Jego modlitwę, że Jezus został wysłuchany odnośnie tego, czego się bał, że cały smutek ustąpił, że od tego czasu w sercu naszego drogiego Odkupiciela panował spokój, tak że we wszystkich niezmiernie trudnych wydarzeniach i wypadkach tamtej nocy i następnego dnia był najspokojniejszy i najbardziej opanowany ze wszystkich ludzi. Możemy się domyślać, że Ojciec zapewnił Go przez anioła, że On ma Boską łaskę,