Sztandar Biblijny nr 112 – 1997 – str. 43
jako nauka, czyli prawdziwa wiedza. Raczej ta teoria dawno powinna być przeniesiona do hadesu zapomnienia, jako zbyt nieprawdopodobna, by się nią zajmować.
Odrzucając domysły i spekulacje ewolucjonistów, nie powinniśmy jednocześnie wpadać w przeciwną skrajność i twierdzić, że stworzenie ziemi oraz przygotowanie i uporządkowanie jej na mieszkanie dla człowieka, zostało dokonane w bardzo krótkim okresie. Powinniśmy mieć na uwadze, że opis biblijny nie mówi nam ile czasu zajęło Bogu stwarzanie ziemi (1Mojż. 1:1) i jak dużo czasu upłynęło pomiędzy stworzeniem ziemi i warunkami opisanymi w w. 2, kiedy „ziemia była” tzn. istniała, chociaż „niekształtna i próżna”, ani jak długo Duch (moc) Boży, unosił się nad wodami, czyli ożywiał ich powierzchnię, co jest opisane w 1Mojż. 1:2, przed rozpoczęciem pierwszego z „dni” Boskiego porządkowania ziemi, aby przygotować ją na mieszkanie dla człowieka (1Mojż. 1:3-5).
„DNI” Z PIERWSZEGO ROZDZIAŁU KSIĘGI RODZAJU
Ponadto nie powinniśmy przypuszczać, że te „dni” były tylko okresami dwudziestoczterogodzinnymi, ponieważ słowo „dzień” w Biblii, jak i w powszechnym użyciu, często rozciąga się na znacznie dłuższy okres. Na przykład zauważamy w Biblii, że „dzień” jest użyty na oznaczenie czterdziestoletniego okresu (Ps. 95:7-10), tysiącletniego (2Piotra 3:8) i powszechnie mówimy o dniu Lutra, dniu Waszyngtona itd. Wiemy, że „dni” z 1Mojż. 1 nie były dniami słonecznymi, dwudziestoczterogodzinnymi, ponieważ ani słońce, ani księżyc nie były widoczne aż do czwartego dnia (1Mojż. 1:14-18), raczej były one długimi okresami. Biblia wskazuje, że siódmy z tych „dni” ma długość 7.000 lat (zob. „Nadszedł czas”, rozdz. II i „Nowe Stworzenie” str. 16), dlatego logicznie można uważać, że pozostałe dni są tej samej długości, tworząc razem okres 49.000 (7×7000) lat. Tak więc zauważyliśmy, że nie ma żadnej sprzeczności pomiędzy prawdziwymi oświadczeniami biblijnymi (różniącymi się od poglądów wyznaniowych odziedziczonych po ciemnych wiekach) w sprawie stworzenia, a niezbitymi wynikami odkryć naukowych jako takich, chociaż istnieje wielki rozdźwięk między tymi wypowiedziami a wysnutymi na ślepo domysłami i spekulacjami ewolucjonistów oraz innych.
DOWÓD RZEKOMO POTWIERDZAJĄCY EWOLUCJĘ
Ewolucja proponuje pewne rzeczy jako rzekome świadectwo swej prawdziwości. Te dowody objawiają dotknięty ubóstwem stan jej „argumentów”. Jeden z nich – podany przez Romanesa – to migawkowe zdjęcie przedstawiające „trzytygodniowe niemowlę, które utrzymywało swój ciężar przez ponad dwie minuty”. On twierdzi, że to jest dowodem na pochodzenie człowieka od przodka podobnego do małpy. Wiemy o pewnym jednotygodniowym niemowlęciu, które matka podniosła umieszczając swe ręce pod jego ramionami, i wtedy prawie bez podtrzymywania stało wyprostowane, doprowadzając matkę do zawołania: „Co za cudowne dziecko mam tutaj?” Takie przypadki nie mogą być związane w żaden logiczny sposób z ewolucją, lecz, jeżeli mają jakieś znaczenie w tej sprawie, są raczej w większej harmonii z myślą, że ich pierwszy przodek był człowiekiem, który natychmiast po stworzeniu stał wyprostowany. Obraz pierwszego, jak również drugiego niemowlęcia pokazuje, że one unosiły stopy w tej samej pozycji co małpy podczas wspinania się na drzewo. Przypuszczalnie ma to dowodzić, że człowiek jest potomkiem małp! Te dowody znajdują się wśród najlepszych argumentów ewolucjonistów, lecz jakże mizerne są one!
Filadelfijski Biuletyn podaje następujący wyjątek z wykładu profesora, który był darwinistą: „Dowodem na to, że pierwotny człowiek wspinał się na drzewa stopami przylegającymi do pnia [! kursywa nasza] jest sposób, w jaki my obecnie ścieramy obcasy butów – bardziej na zewnątrz. Małe dziecko może poruszać dużym palcem u nogi bez poruszania pozostałymi palcami -znak, że kiedyś używało dużego palca do wspinania się na drzewa [lecz małpy wspinając się na drzewa używają także innych palców, co wskazuje, że mamy tutaj do czynienia z „pokręconym” dowodem]. Często śnimy o tym, że spadamy. Ci, którzy spadli z drzew około pięćdziesiąt tysięcy lat temu i zabili się, oczywiście nie mieli potomków. Natomiast ci, którzy spadli i nie zranili się, oczywiście żyli [skąd on wie, że mieli potomstwo?], tak więc i my nigdy nie doznajemy obrażeń śniąc o spadaniu. „
Cóż za wspaniałe przykłady indukcyjnego rozumowania! Co za fenomenalne pomysły! Niektórzy profesorowie uważający się za mądrych, w rzeczywistości stali się głupcami! Wyobraźmy sobie prawa fizyki, chemii, astronomii itd. oparte na tak niedorzecznych dowodach jak te, przedstawione przez profesora darwinistę w powyższym cytacie! A jednak niektórzy uważają go za naukowca!
BEZOWOCNE POSZUKIWANIE „BRAKUJĄCYCH OGNIW”
Ewolucjoniści poruszyli niebo i ziemię w poszukiwaniu tak zwanych „brakujących ogniw”, szczególnie pomiędzy człowiekiem i małpą, lecz nigdy nie znaleźli żadnego pewnego ogniwa. Niektórzy z nich przedstawili cztery rzekomo „brakujące ogniwa” między człowiekiem i małpą: pitekantropa, człowieka z Heidelbergu, człowieka z Piltdown i neandertalczyka. Nie wytrzymują one jednak dokładniejszych badań i większość naukowców wyśmiewa je z pogardą, szczególnie teraz, gdy próby chemiczne, i inne, udowodniły, że człowiek z Piltdown jest oszustwem.
A oto jak powstały owe rzekomo „brakujące ogniwa”: Dr Dubois, zapalony ewolucjonista, w 1892 roku znalazł w pewnym piaszczystym miejscu na Jawie małą, górną część czaszki i ząb, który leżał w odległości trzech stóp od niej, a pięćdziesiąt stóp dalej, w jeszcze większym piasku, znalazł kolejny ząb i kość udową. Dr Dubois twierdził, że należały one do tego samego zwierzęcia – „brakującego ogniwa”! Wkrótce po tym