Sztandar Biblijny nr 109 – 1997 – str. 20

WIĘKSZE CZYNY PANA W JEGO KRÓLESTWIE

      Wyjaśniając dalej konieczność swego odejścia do Ojca, nasz Pan oznajmia, że w wyniku tego odejścia Jego naśladowcy będą czynić większe rzeczy niż On czynił. Być może właściwą byłaby myśl, że niektóre z tych „większych spraw” nastąpią po założeniu królestwa, jak na przykład, wielkie dzieło budzenia ludzkości ze snu śmierci i przywracania chętnych i posłusznych do zupełnej doskonałości ludzkiego życia. To rzeczywiście będzie większą rzeczą niż te, jakich dokonywał nasz Pan w czasie pierwszego adwentu, gdyż wtedy Jego największym dziełem było obudzenie śpiących zmarłych bez przywrócenia ich do zupełnej doskonałości ludzkiej natury.

      Naszym zdaniem nie jest to jednak jedyne znaczenie, w jakim naśladowcy Pana mają rozumieć, że ich czyny będą większe od czynów Mistrza. Pańskie dzieła z konieczności były dokonywane na poziomie cielesnym. Duch święty jeszcze nie był dany – nie mógł nadejść, dopóki On najpierw nie złożył ceny okupu i nie przedstawił jej Ojcu, który ją przyjął. Tak więc ci, którym służył (nawet Jego uczniowie, nie byli spłodzeni z Ducha) nie mogli być informowani z tego punktu widzenia. Ich uszy pod względem rzeczy duchowych były ociężałe, gdyż „cielesny człowiek nie pojmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego; albowiem są mu głupstwem i nie może ich poznać, przeto że duchownie bywają rozsądzane”. Dopiero od Pięćdziesiątnicy „nam to [duchowe rzeczy] Bóg objawił przez Ducha swojego”, który „wszystkiego się bada, i głębokości Bożych” (1Kor. 2:10, 14; Jan 3:12).

      Pośród domu sług, jeszcze nie spłodzonych z Ducha, jeszcze bez przywileju synostwa (Jan 1:12), nasz Pan mógł działać i nauczać na poziomie nie wyższym od ziemskiego, z wyjątkiem, gdy mówił do ludu „w podobieństwach” i niejasnych wyrażeniach „skryte rzeczy”, które w odpowiednim czasie kościół miał zrozumieć pod kierownictwem Ducha Świętego. W rezultacie wszystkie cuda naszego Pana były fizyczne, a Jego wszystkie proste, zrozumiałe nauki ocenione przez naturalnego człowieka.

      Lecz gdy po Pięćdziesiątnicy przyszedł Duch Święty, lud Pański w Jego imieniu i jako Jego przedstawiciele zaczął czynić większe, wspanialsze rzeczy od tych, których dokonywał On sam. Czy Pan otwierał oczy ślepych? Jego naśladowcy mieli przywilej otwierać oczy ludzkiego zrozumienia. Czy Pan leczył chorych fizycznie? Jego uczniowie mogli leczyć chorych duchowo. Czy Pan leczył fizyczny trąd? Jego naśladowcy dostąpili przywileju leczenia trądu duchowego – grzechu. Czy nasz Pan ożywiał umarłych? Jego naśladowcy mieli przywilej głoszenia Ewangelii, dzięki której wielu „przeszło z śmierci do żywota” w znacznie wyższym znaczeniu. A przywileje, tych jeszcze większych spraw, wciąż towarzyszą ludowi Pańskiemu. Błogosławieni są ci, którzy oceniają swe wielkie przywileje i uczestniczą w sprawach Ojca z energią, z gorliwością. Lecz ci, którzy otrzymawszy talent od Pana grzebią go w ziemi – w interesach, przyjemnościach, towarzystwie – nie mogą się spodziewać, że będą przyjęci przez Mistrza w Jego drugim przyjściu czy też usłyszą „Dobrze, sługo dobry i wierny; wejdź do radości Pana twego”.

      Nasz Pan, jak to jest szczegółowo pokazane, w dalszym ciągu będzie aktywnym przedstawicielem Ojca we wszystkich sprawach, dotyczących kościoła, a On (Jezus) zapewnia nas, że wszystko, o co prosić będziemy uczyni dla nas, żeby Ojciec był uwielbiony w Synu (Jan 14:13). Ojciec wszystkie rzeczy powierzył Synowi, jednak Syn we wszystkim uznaje Ojca i oddaje chwałę Jego imieniu.
BS. ’95, 41

INNEGO POCIESZYCIELA DA WAM

(Jan 14:15-27)

      Kontynuując swoje przemówienie do zatrwożonych uczniów w czasie ustanowienia pamiątki swej śmierci, nasz Pan nie tylko obiecał przyjść jeszcze raz i w odpowiednim czasie przyjąć ich do siebie, lecz oprócz tego na czas swojej nieobecności obiecał pocieszyciela, Ducha Świętego. Ponieważ miał właśnie oddać swoją ludzką naturę, nie mógł już dłużej być z nimi jako człowiek Chrystus Jezus – w zmartwychwstaniu miał się znowu stać istotą duchową, tak jak Jego Ojciec, i dłużej nie mógł być widziany przez swoich uczniów, tak jak Jego Ojciec nie mógł być przez nich widziany aż do czasu, kiedy cały Kościół, skompletowany, „przemieniony” – „podobni mu będziemy” (i podobni do Ojca) – będzie Go oglądać, będzie razem z Nim i będzie uczestniczyć w Jego chwale.

      Jego „przemiana” w zmartwychwstaniu wymagała albo pozostawienia uczniów samych, bez jakiejkolwiek pomocy w czasie Wieku Ewangelii, albo udzielenia im pomocy w jakiś inny sposób. Nieliczne okazje pojawiania się Pana między uczniami po zmartwychwstaniu, z których każda trwała kilka minut, były cudownymi manifestacjami, mającymi na celu przekonanie ich tylko o tym, że On nie był już umarły i, że powstawszy od umarłych, nie podlegał już ludzkim warunkom. Tak więc fizyczne ciała, w których się ukazywał, jak to pokazuje nasz werset, cudownie się pojawiały i podobnie znikały – przychodził i odchodził jak wiatr (Jan 3:8; Łuk. 24:26, 31; Dz. 1:3, 4).

      Duch Święty miał być następnym pocieszycielem, a pociecha miała być tego samego rodzaju. Nasze słowo „pocieszać” nie przedstawia właściwie myśli tego wersetu, którą raczej jest wzmocnić, podtrzymać. Duch Święty nie miał być jedynie pocieszycielem w nieszczęściach, uspokojeniem

poprzednia stronanastępna strona