Sztandar Biblijny nr 99 – 1996 – str. 39

zadość za grzechy. Zauważmy jednak, że zadość uczynienie Jezusa nie objęło wówczas wszystkich grzechów, lecz tylko grzechy Kościoła – tych, którzy mieli być powołani przez Ojca, mieli przyjąć to powołanie i pójść śladami Jezusa, który się ukazał „przed oblicznością Bożą za nami” – Kościołem (Żyd. 9:24). Co do świata, to jego grzechy wciąż pozostają na nim.

      Zatem jedynym sposobem uzyskania przebaczenia grzechów w obecnym wieku jest zostanie uczniem Jezusa. W ten sposób, jak stwierdza Apostoł (Rzym. 8:1), my – naśladowcy Jezusa – unikamy potępienia, jakie wciąż pozostaje nad światem. Biblia pokazuje nam, że Bóg ma inny sposób zajęcia się światem i inny czas. Światem zajmie się w Tysiącletnim Królestwie Chrystusa (Dz. 17:31), aby rozproszyć jego ciemność, odpuścić mu, zbawić go od grzechów i podnieść do ludzkiej doskonałości. W międzyczasie tylko z Kościołem Bóg postępuje jak z synami. I właśnie tę klasę Kościoła Apostoł omawia w 1Kor. 12:1-11.

      Ta klasa Kościoła rozpoczęła swe istnienie od Pięćdziesiątnicy. Dlatego mówi, że wyznacza ona początek najważniejszej epoki w sprawach Kościoła. To prawda, że Jezus powołał swoich uczniów i mówił im o różnych rzeczach w czasie swojej służby, lecz gdy ich zostawiał, pouczył ich, aby czekali i nie rozpoczynali pracy dawania świadectwa, dopóki nie zostaną odpowiednio upoważnieni przez Ojca, odpowiednio wyposażeni przez Ducha Świętego (Dz.  1:3-8). To miało być ich upoważnieniem i miało im dać niezbędne kwalifikacje, aby mogli być rzecznikami w Wieku Ewangelii oraz ambasadorami Ojca i Syna.

      Przed Pięćdziesiątnicą Ojciec nie mógł ich uznać za synów z klasy Kościoła, ponieważ przed przedstawieniem przez Chrystusa swojej zasługi za nich byli takimi jak reszta świata – jeszcze grzesznikami, jeszcze potępionymi. Gdy nadeszło pięćdziesiątnicowe błogosławieństwo, ujawniło fakt, iż Jezus udał się przed oblicze Ojca, a Ojciec przyjął Go łaskawie, ocenił Jego wielkie dzieło ofiary i przyjął je jako zadowalające za grzechy Kościoła – za domowników wiary. Spłodzenie z Ducha uczniów w dniu Pięćdziesiątnicy nastąpiło właśnie na podstawie tego odpuszczenia grzechów, a także na podstawie ich poświęcenia się Bogu i Jego służbie.

DARY DUCHA

      Powinniśmy odróżniać dary Ducha od owoców Ducha. Owoce Ducha Świętego są rozwojem serca i charakteru, jaki następuje szybciej lub wolniej, zależnie od osobowości i okoliczności każdego spłodzonego z Ducha człowieka. Apostoł powiada nam, że te owoce Ducha mogą być widoczne, są jawne – cichość, łagodność, cierpliwość, nieskwapliwość, braterska uprzejmość, miłość, radość, pokój itp. (Gal. 5:22, 23).

      Te owoce muszą być rozwijane w naszych sercach, a to będzie oznaczało pewną ich manifestację w naszych słowach i czynach oraz w naszych myślach. Im dojrzalszy chrześcijanin, tym dojrzalsze te owoce, a jeśli nie ma owoców, nie ma chrześcijanina, ponieważ jak stwierdza Apostoł „kto Ducha Chrystusowego nie ma, ten nie jest jego” (Rzym. 8:9). Lecz ten Duch Chrystusa, te owoce Ducha, mogą być bardziej lub mniej przyćmione słabościami ciała i nie wszyscy będą w stanie dostrzec do jakiego stopnia brat, który jest słaby w ciele, naprawdę toczy ów dobry bój z duchem tego świata, duchem przeciwnika oraz umysłem własnego ciała.

      Tylko Bóg zna serce i dlatego nie powinniśmy osądzać niczyjego stopnia wierności. Możemy jednak, a nawet powinniśmy, osądzać czy w sobie i innych, którzy wyznają, iż są naśladowcami Jezusa, dostrzegamy dobre lub złe owoce. Mistrz powiedział (Mat. 7:16): „Z owoców ich poznacie je; izali zbierają z ciernia grona winne albo z ostu figi?” Z pewnością nie! Ciernie i osty są złymi owocami, należącymi do złej natury, nie są owocami Ducha, owocami Pana, należącymi do nowej natury.

      Gdy nadeszła Pięćdziesiątnicą, ci uczniowie, którzy już przyjęli Jezusa, nie byli przygotowani do natychmiastowego zamanifestowania obfitych, dojrzałych owoców Ducha Świętego. Taki rozwój wymaga dni, tygodni, miesięcy i lat. Dotąd byli zwykłymi ludźmi. Zaledwie kilka dni wcześniej Jezus powiedział do nich: „Jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie się jako dzieci, żadnym sposobem nie wnijdziecie do królestwa niebieskiego” (Mat. 18:3). Pan dostrzegł, że między nimi toczy się walka o to, kto będzie największy, i że było to zupełnie przeciwne właściwemu duchowi, jakiego musieli posiąść, jeśli ostatecznie mieli być uznani za godnych udziału w Jego Królestwie. Rozumiemy więc, dlaczego bracia oczekujący w dniu Pięćdziesiątnicy w górnym pokoju nie mogli wówczas zamanifestować owoców Ducha. Lecz dla nich, jak i dla nas, było bardzo potrzebne, aby mieli jakiś dowód Boskiej łaski, aby był jakiś sposób, w jaki Bóg mógłby pokazać, że Jezus wypełnił tę część dzieła swojego Ojca i że Jego ofiara za nas podobała się Ojcu. Bóg zamanifestował to przyjęcie przez udzielenie poświęconym wierzącym pewnych darów, które w żadnym razie nie były owocami Ducha.

WYLANIE DUCHA W DNIU PIĘĆDZIESIĄTNICY

      Dary te, powszechnie udzielane w Kościele pierwotnym, były nadprzyrodzone. Niektórym odbiorcom darów Ducha była dana zdolność mówienia jednym językiem, drugim zaś innym, których wcześniej nie znali. Jedni mieli dar tłumaczenia obcych języków, którymi mówili inni, drudzy otrzymali dar uzdrawiania, a jeszcze inni mieli moc czynienia różnych cudów.

      Dary te służyły potrójnemu celowi: (1) Były dowodem Boskiej łaski i tego, że przyszła ona przez Chrystusa, co potwierdzało fakt, że On wstąpił do nieba, a Jego całe dzieło odkupienia zadowalało Ojca. (2) Te dary były dowodami dla ludu, że Bóg był z tymi ludźmi. Skłaniało to miłujących Boga do zbadania niesionego przez nich posłannictwa. (3) A dla samych uczniów były zapewnieniem, że podążają we właściwym kierunku, że Bóg prowadzi i im błogosławi.

      Wszystkie te doświadczenia, nieodzowne dla ustanowienia pierwotnego Kościoła, nadeszły

poprzednia stronanastępna strona