Sztandar Biblijny nr 94 – 1995 – str. 95
nauczał, jak postępował i reagował w różnych sytuacjach itp.
„PIERWEJ NIŻ ABRAHAM BYŁ, JAM JEST”
Pytanie: W 2Moj. 3:14 Bóg przedstawił się Mojżeszowi jako „JESTEM, KTÓRY JESTEM” i jako „JESTEM” [Wersja KJV], a u Jana 8:58 Jezus powiedział: „Pierwej niż Abraham był, jam jest”. Czy to dowodzi, że Jezus i Bóg są jedną i tą samą osobą ?
Odpowiedź: Nie! Niektórzy próbują wyciągnąć taki wniosek, ponieważ Bóg i Jezus używają tego samego wyrażenia „jestem”. Lecz Apostoł Paweł również wysłowił się tak samo w 1Kor. 15:10: „Lecz łaską Bożą jestem tym, czym jestem”. Z pewnością nie jest to dowodem na to, że Apostoł Paweł i Jehowa Bóg są jedną i tą samą osobą! Gdy w 2Moj. 3:14 Bóg podał swoje imię jako „Jestem, który jestem” i „]estem”, mówił nie o swojej nazwie, lecz o swoim charakterze i swojej naturze. Podobnie Apostoł Paweł miał na myśli swój charakter, gdy powiedział: „łaską Bożą jestem tym, czym jestem”.
Jezus również miał na myśli swoją naturą, gdy powiedział: „Pierwej niż Abraham był, jam jest”. Jezus tutaj zapewnił, że istniał przed Abrahamem i że od czasu Abrahama istniał nadal. Zwróćmy uwagę na określenie „]am jest” – czas teraźniejszy. Dlaczego ten czas? Jest on użyty, aby wyrazić, że Jezus istniał nieprzerwanie jako Logos przed istnieniem Abrahama, i że do chwili wypowiedzenia tych słów nigdy to istnienie nie zostało przerwane, co potwierdza, że gdy Logos stał się ciałem (Jan 1:14), nie umarł w czasie przechodzenia z poziomu duchowego na poziom istnienia ludzkiego. Bez umierania ta sama osoba została przeniesiona z jednej natury do drugiej (2Kor. 8:9; Filip. 2:6, 7) i żyła przez cały czas przechodzenia. Jezus u Jana 8:58 nie próbował udowodnić, że On i Jego Ojciec są jedną i tą samą osobą. Uczynienie tego byłoby zaprzeczeniem Boskiemu Słowu i ogólnie swoim własnym naukom.
BS.’94 93
ALEGORYCZNA ZADUMA PEWNEGO KAZNODZIEI
Siedziałem w swoim fotelu zmęczony pracą, utrudzenie było dotkliwe i się przedłużało. Mój zbór odznaczał się zapobiegliwością i pomyślnością, a radość, nadzieja i odwaga przejawiały się na każdym kroku. Jeśli chodzi o mnie, byłem radosny w swojej pracy. Bracia i siostry byli w jedności. Kazania, jakie wygłaszałem i napomnienia, jakich udzielałem w sposób widoczny wpływały na moje audytorium. Kościół był przepełniony słuchaczami, a cała społeczność była bardziej lub mniej poruszona ogólnym pobudzeniem. Tak więc praca posuwała się naprzód. Ja zaś zostałem doprowadzony do wyczerpującej działalności dla jej ożywienia.
Zmęczony pracą, wkrótce znalazłem się w pewnego rodzaju stanie nieświadomości, chociaż w pełni zdawałem sobie sprawę ze swego miejsca i otoczenia. Wydawało mi się, że ktoś obcy wszedł do pokoju bez uprzedniego zastukania czy „proszę wejść”. Dostrzegłem w jego twarzy łagodność, inteligencję, szlachetność charakteru i chociaż dobrze ubrany, był obwieszony menzurkami, substancjami chemicznymi i przyrządami, które sprawiały, że wyglądał dziwnie.
Nieznajomy zbliżył się do mnie i wyciągając rękę zapytał: „jaka jest twoja gorliwość?”
Gdy zaczął swoje pytanie, sądziłem, że on pyta o moje zdrowie, ale byłem rad, gdy usłyszałem jego ostatnie słowa, ponieważ byłem zupełnie zadowolony ze swojej gorliwości i pewien, że ów przybysz uśmiechnąłby się, gdyby znał jej proporcje. Instynktownie wyobraziłem sobie gorliwość jako pewną wielkość fizyczną i kładąc rękę na sercu wydobyłem ją z zanadrza, podając jemu, w celu sprawdzenia.
Przybysz wziął ją, umieścił na swojej wadze i zważył bardzo dokładnie. Słyszałem jak mówił „sto funtów”. Z trudem stłumiłem uchwytny dla ucha ton zadowolenia, lecz dostrzegłem jego poważne spojrzenie, gdy rzucił okiem na wagę, a ja od razu zauważyłem, że miał zamiar dalej poprowadzić swoje dociekanie.
Całą masę rozbił na atomy, wrzucił do swego tygla, a tygiel postawił na ogniu. Gdy masa zupełnie się stopiła, wyjął ją i odstawił, aby ostygła. A kiedy zakrzepła w chłodzie wyjął i położył na sercu, wskazując na serię warstw, które pod wpływem uderzeń młotka odpadały osobno. Każda warstwa oddzielnie była próbowana i ważona. W miarę jak proces przebiegał, przybysz noto wał drobiazgowo.
Po zakończeniu przedłożył mi wynik, a w jego spojrzeniu mieszał się smutek ze współczuciem, bez słowa, z wyjątkiem „Niech Bóg cię zachowa”, opuścił pokój. Spojrzałem na zapiski i przeczytałem:
„Analiza gorliwości Juniusa, kandydata do korony chwały: waga, w masie, 100 funtów, które po analizie wykazały, co następuje:
fanatyzm | 10 części |
osobista ambicja | 23 części |
duma z talentów | 14 części |
umiłowanie chwały | 19 części |
duma z denominacji | 15 części |
umiłowanie autorytetu | 12 części |
miłość dla Boga | 4 części |
miłość dla człowieka | 3 części |
Zmartwiłem się osobliwym zachowaniem się nieznajomego, szczególnie jednak jego spojrzeniem i słowami na pożegnanie, ale kiedy popatrzyłem na liczby moje serce zagłębiło się we mnie jak ołów. Uczyniłem wysiłek umysłowy, aby zaprzeczyć błędnemu zapisowi, gdy naraz poczułem się w lepszym nastroju, wywołanym dosłyszalnym westchnieniem, prawie jękiem, jaki wydał przybysz, który zatrzymał się w holu, a wskutek nieoczekiwanej ciemności, jaka na mnie spadła, zapis raptem stał się niewidoczny i nieczytelny. Nagle zawołałem „Panie, zbaw mnie!”
Uklęknąłem przy swoim fotelu z kartką papieru w ręku i wzrok mój się zatrzymał na niej. Nagle ta kartka stała się lustrem i dostrzegłem jak w niej odbija się moje serce – zapis jest prawdziwy! Ujrzałem go, czułem go, uznałem go, wyraziłem żal i błagałem Boga, wylewając wiele łez, aby mnie ocalił przede mną. I, nareszcie,