Sztandar Biblijny nr 81 – 1994 – str. 83

      Z wdzięcznymi sercami przyjmujemy oświadczenia Pisma Świętego dowodzące, że Syn Boży rzeczywiście stał się ciałem; dziękujemy też Bogu, że Jego dni w ciele były ograniczone i krótkie. Po poświęceniu się dziełu ofiary, były one dniami cierpienia, smutku, rozczarowań i ucisku, dniami, które często prowadziły Go do tronu niebiańskiej łaski, by w chwili potrzeby znaleźć tam pomoc. Dlatego często po pracowitych dniach służby zwyczajem naszego Pana było poszukiwanie miejsca na modlitwę. Miejscami Jego odosobnienia były góry i pustynie, gdzie nierzadko całą noc spędzał na modlitwie. To właśnie w czasie takiej skrytej społeczności z Bogiem nabierał duchowej siły, pokrzepienia i pociechy. Były to chwile cennej łączności duchowej, kiedy to mógł otworzyć swoje serce przed Ojcem, tak jak przed nikim innym, kiedy mógł Jemu powiedzieć o wszystkich swoich smutkach, ciężarach i obawach, a Ojciec objawiał się Jemu dowodami miłującej akceptacji i wspomagającą łaską.

CZEGO SIĘ OBAWIAŁ I OD CZEGO ZOSTAŁ OCALONY

      Czyżby, powie ktoś zaskoczony, nasz Pan miał jakieś obawy? Tak, nasz tekst wskazuje na wielką walkę umysłową, jaką przeszedł nasz Pan za nas „za dni ciała swego”. Ta walka rozpoczęła się zaraz po chrzcie od pokus na puszczy, a punkt kulminacyjny osiągnęła w ogrodzie Getsemańskim, gdzie prawdopodobnie, jak nigdy przedtem, „modlitwy uniżone i prośby do tego, który go mógł zachować od śmierci, z wołaniem wielkim i ze łzami ofiarował, i wysłuchany jest dla uczciwości”.

      Pan nie obawiał się, że zawiedzie miłość czy obietnice Boga. Wiedział, że Bóg, który obiecał jest wierny, że Bóg jest Bogiem dotrzymującym przymierza i że Jego całe postępowanie i wszystkie czyny oparte są na odwiecznych zasadach prawdy i sprawiedliwości, od których odejście, choćby na jotę jest moralnie niemożliwe. Lecz Pan wiedział również, że plan zbawienia człowieka zależał od posłuszeństwa pomazanego Najwyższego Kapłana każdej kresce i jocie zakonu, jakie odnosiły się do Niego w typicznej usłudze przybytku. Ofiara nie tylko musi być /łożona, lecz musi być złożona dokładnie tak, jak było nakazane. Gdyby Aaron, typiczny najwyższy kapłan, w jakimkolwiek momencie nie zastosował się do instrukcji dotyczącej składania ofiar (zob. 3Moj. 9:16), gdyby zapomniał lub zlekceważył jakąkolwiek cześć tych instrukcji lub wprowadził jakieś własne dodatki – nic mógłby pokropić ubłagalni krwią takiej niedoskonałej ofiary; jego ofiara nie zostałaby przyjęta; umarłby (3Moj. 16:2, 3) i nigdy nie wyszedłby, aby błogosławić lud.

      Widzimy zatem, że podejmując się wielkiego dzieła odkupienia, nasz Pan sam osobiście rozstrzygał kwestię życia lub śmierci nie tylko w odniesieniu do całej ludzkiej rodziny, lecz także samego siebie. Mówiąc obrazowo, wziął swoje własne życie we własne ręce. Nic więc dziwnego, że pod ciężarem odpowiedzialności Pan się bał! Napięcie prób, na jakie był wystawiony, było zbyt wielkie nawet dla Jego doskonałej ludzkiej natury, nie wspartej Boską łaską. Dlatego często szukał miejsca na modlitwę o łaskę pomocy w każdej chwili potrzeby. Zwróćmy uwagę na wielki bój utrapienia, przez jaki przeszedł, subtelne i zwodnicze pokusy na puszczy (WYKŁADY PISMA ŚWIĘTEGO, tom 5, str. 122-130), sprzeciwianie się grzeszników i ogromną niewdzięczność tych, których przyszedł zbawić; weźmy pod uwagę Jego ubóstwo, utratę przyjaciół, trudy i zmęczenie, brak domu, zajadłe i zawzięte prześladowania, a w końcu zdradę i udrękę umierania! Z pewnością próby wytrzymałości i posłuszeństwa wszystkim wymogom prawa ofiary, w takich warunkach, były bardzo surowe. Jaką ostrożność wyrobiły one w naszym Panu. Bał się, by po daniu Jemu obietnicy wejścia do czekającego Go odpoczynku i przyszłej chwały nie uchybił żadnemu z wymogów Jego urzędu jako kapłana, sprawującego możliwą do przyjęcia posługę. Tak i my powinniśmy się obawiać, żeby nie zaniedbać obietnicy o wejściu do Jego odpoczynku, i ktoś z nas nie został jej pozbawiony (Żyd. 4:1).

      Gdy nadeszła ostatnia noc ziemskiego życia naszego Pana, ze wzrastająca mocą nasuwało się Jemu na umysł pytanie: Czy do tej pory wszystko wykonałem w ścisłej zgodzie z Boska wolą? A teraz, w agonii, stanowiącej koszt pełnienia tej woli, czy jestem w stanie wypić ten gorzki kielich aż do zupełnego dna? Czy potrafię znieść nie tylko śmierć fizyczna, lecz także hańbę, wstyd i okrutne szyderstwa? Czy zniosę to tak doskonale, abym zupełnie został zaakceptowany przez Boga w mojej własnej sprawiedliwości? Czy zniosę widok moich uczniów rozproszonych i przerażonych oraz pozorne zniweczenie dzieła mojego życia, mojego imienia i sprawy Bożej okrytej niesława, a moich wrogów triumfujących i chełpliwych? Czy wykonani to tak, aby usłyszeć mojego Ojca „dobrze”?

      Taka była ostatnia walka naszego Pana. Siły ciemności były w tej godzinie niewątpliwie aktywne i korzystały z okoliczności Jego słabości i zmęczenia, by osłabić Jego nadzieję, a umysł napełnić obawami, że i tak upadnie lub, że już nie wykonał wszystkiego jak należy, w wyniku czego zmartwychwstanie jest niepewne. Nic