Sztandar Biblijny nr 3 – 1983 – str. 125

znajduje się kropka pokazująca to, co zostało opisane, a im więcej badamy, tym lepiej widzimy, jak jesteśmy daleko od prawdziwego zrozumienia wszystkiego i jaśniej spostrzegamy, że w każdym przyznaniu się do niewiedzy i ograniczoności, uznajemy istnienie Czegoś, jakiejś Siły, Istoty, w której i przez którą żyjemy, poruszamy się i istniejemy — uznajemy Stwórcę, bez względu na to jak Go nazwiemy.

      Nie obchodzi mnie to, czy dokładnie zgadzam się z wami, co do mojej koncepcji tego Stwórcy czy też nie, bowiem „Czyż przez poszukiwania można znaleźć Boga”? Ze względu na charakter tego przypadku, zarówno moja jak i wasza koncepcja, musi być bliżej nieokreślona i niejasna.

      Nie jestem w najmniejszym stopniu usposobiony do kłótni z człowiekiem, który uduchawia naturę i powiada, że Bóg jest dla niego duszą wszechświata, bowiem duch, osobowość i wszystkie te abstrakcyjne koncepcje, które Mu towarzyszą, takie jak miłość, obowiązek i piękno, istnieją dla was i dla mnie w takim samym stopniu jak żelazo, drewno i woda. Są one w każdym razie tak realne jak rzeczy fizyczne, którymi się zajmujemy.

      Dlatego też żaden człowiek nie może przedstawić natury jako pozbawionej tych atrybutów, które stanowią część waszego jak i mojego doświadczenia i które, jak ja i wy wiecie, istnieją w naturze. Tak więc, jeżeli wy zgodnie z waszą koncepcją identyfikujecie Boga z naturą, siłą rzeczy musicie przypisać Mu świadomość i osobowość lub lepiej nadświadomość i nadosobowość. Niemożliwe jest, abyście mogli poznawać naturę odrzucając jej najwspanialsze przymioty, ani też nie możecie spotkać ich poza naturą, bez względu na to jak bardzo cofniecie się w czasie. Innymi słowy, materializm, tak jak jest ogólnie rozumiany, jest w całości absurdalną i bardzo irracjonalną filozofią i za taką też rzeczywiście uważa ją większość ludzi myślących. Nie próbując więc dalej definiować tego, co w przypadku natury jest nie do zdefiniowania, proszę o pozwolenie mi potwierdzenia swego przekonania, jakkolwiek możecie nie wierzyć w pewne szczegółowe koncepcje odnoszące się do Boga, które ja staram się wyrazić i chociaż jest to niepodważalnie prawdziwe, iż wiele z naszych koncepcji jest czasem dziecięco antropomorficznych, każdy kto w dostatecznym stopniu posiada zdolności poznania swej niemożności zrozumienia problemu istnienia skłoni głowę w obliczu Natury, lub jeśli wolicie, tak jak ja to powiedzieć — w obliczu Boga, który stoi za wszystkim a Jego przymioty są nam częściowo we wszystkim ujawnione. Boli mnie to, tak jak Kelvina, gdy „słyszę prymitywne poglądy ateistyczne wygłaszane przez ludzi, którzy nigdy nie poznali głębszej strony istnienia”.

      Stąd niech mi wolno będzie używać słowa Bóg do opisania tego, co znajduje się za tajemnicą istnienia i tym, co nadaje mu znaczenie. Myślę, że mnie źle nie zrozumiecie, gdy powiem, że nigdy dotąd nie poznałem myślącego człowieka, który nie wierzyłby w Boga.

      Jak niewiele wiemy o ostatecznej naturze rzeczy jest jaskrawo uwidocznione przez zmiany w naszych koncepcjach, które pojawiły się w ciągu minionych trzydziestu lat. Kiedy rozpoczynałem moją pracę dyplomową w 1893 roku byliśmy bardzo pewni, że materialne podstawy świata opierają się na siedemdziesięciu niezmiennych i niezniszczalnych elementach — pierwiastkach. Zrobiliśmy też ostre granice pomiędzy fizyką materialną i fizyką eteryczną. Wierzyliśmy w zachowanie energii, masy oraz siły i dokładnie wiedzieliśmy jak przy pomocy tych zasad wszechświat zdołał utrzymać się w ruchu. Ale teraz nie jesteśmy o tym przekonani tak bardzo, jak to było wtedy.

      W 1895 roku jako zupełnie nowe zjawisko pojawiły się promienie X, a następnie radioaktywność, która pokazała nam, że ,,pierwiastki” nie są wcale nierozkładalne, że atomy podlegają stałym zmianom i nie są niezniszczalne. Okazuje się teraz, że prawa elektromagnetyczne nie mają zastosowania w interakcji elektronów w obrębie atomu. Einstein doszedł do wniosku, że masa i energia są terminami wymiennymi i wszyscy się teraz zgadzamy, że poprzednie granice pomiędzy zjawiskami materialnymi, elektrycznymi
kol. 2
i eterycznymi muszą być zniesione. Tak więc, jestem bardzo ostrożny w oświadczeniu, że nasze obecne naukowe koncepcje i hipotezy będą trwać wiecznie. Jestem o wiele bardziej ostrożny w czynieniu dogmatycznych odrzuceń lub potwierdzeń w dziedzinie religii — w dziedzinie, która za ogólną zgodą leży poza regionem, gdzie możliwa jest wiedza intelektualna.

      Oto, co mogę stwierdzić z pewnością, a mianowicie, nie ma żadnych naukowych podstaw do odrzucenia religii ani też nie ma, według mojej oceny, żadnego usprawiedliwienia dla konfliktu pomiędzy nauką a religią, bowiem ich pola są całkowicie odmienne. Ludzie, którzy niewiele wiedzą o nauce i ci, którzy wiedzą niewiele o religii, rzeczywiście wchodzą w spory a postronni świadkowie wyobrażają sobie, że pomiędzy religią a nauką istnieje jakiś konflikt, podczas gdy konflikt ten powstaje pomiędzy dwoma różnymi rodzajami ignorancji.

      Pierwsza wielka kłótnia tego rodzaju zaistniała w związku z rozwinięciem przez Kopernika teorii dowodzącej, że Ziemia nie jest płaszczyzną stanowiącą środek wszechświata, lecz że w rzeczywistości jest ona jedną z pewnej liczby małych planet i obraca się raz dziennie wokół swej osi, a raz w roku okrąża Słońce. Kopernik był księdzem — kanonikiem w katedrze — i był w pierwszym rzędzie raczej człowiekiem religijnym niż naukowcem. Wiedział, że podstawy prawdziwej religii nie leżą tam, gdzie jakiegokolwiek rodzaju odkrycia naukowe mogłyby je zakłócić. Był prześladowany nie dlatego, że występował przeciwko naukom religijnym, ale dlatego, że według jego teorii, człowiek nie był środkiem wszechświata, co było bardzo niezadowalającą nowiną dla pewnej liczby egotystów.

      Przez wiele lat mocno wierzyliśmy, że Słońce jest po prostu białym gorącym ciałem, które stopniowo stygnie. Obecnie wiemy, że gdyby tak było, dawno już ono byłoby zimne, a my pozyskujemy źródła, które stale dostarcza mu ciepła i skłaniamy się ku twierdzeniu, że na Słońcu ma miejsce pewna forma subatomowej przemiany. Nasze odkrycia w tej dziedzinie są tak rewolucyjne jak teoria Kopernika, ale nikomu nie przychodzi na myśl, że są one antyreligijne. Niemożliwość stałego konfliktu pomiędzy prawdziwą nauką i prawdziwą religią staje się widoczna, gdy zbadamy cele nauki i cele religii. Celem nauki jest rozwinięcie wiedzy o faktach, prawach i procesach natury bez jakichkolwiek uprzedzeń lub uprzednich koncepcji. Z drugiej zaś strony ważniejszym nawet zadaniem religii jest rozwinięcie sumienia, ideałów i dążeń ludzkich.

      Wielu z naszych wielkich uczonych prowadzi życie prawdziwie religijne i posiada głęboko religijne przekonania … „Ja wierzę, że im dokładniej badamy naukę, tym bardziej oddalamy się od wszystkiego, co porównywalne jest z ateizmem”. I dalej: „Jeśli pomyślicie wystarczająco poprawnie, będziecie zmuszeni przez naukę do wiary w Boga, która stanowi podstawę każdej religii. I przekonacie się, że nie jest ona krańcowo przeciwna religii, lecz jej wręcz pomaga”. Weźmy innych wielkich przywódców nauki — Sir Isaac Newton, Michael Faraday, James Clerk-Maxwell i Louis Pasteur. Wszyscy ci ludzie byli nie tylko religijni, byli także wiernymi członkami swych zgromadzeń. Bowiem najważniejszą sprawą na świecie jest wiara w wartości moralne i duchowe — wiara, że w istnieniu znajduje się znaczenie i sens — wiara, że gdzieś zmierzamy! Ci ludzie na pewno nie byliby tak wielcy, gdyby zabrakło im tej wiary…

      Fakt, że potrafimy niekiedy w naszych laboratoriach zrobić to samo, co Słońce, nie jest wcale nie do wiary. Tak więc, jest to zrozumiałe, że nauka, gdyby tylko dano jej taką szansę, mogłaby przetworzyć ten świat za życia jednej generacji. Ale z jakim skutkiem? Bez moralnego podłoża religii, bez ducha służebności, który jest esencją religii, nowe moce staną się jedynie środkami zniszczenia.

poprzednia stronanastępna strona