Sztandar Biblijny nr 221 – 2008 – str. 7
potwierdzenia jego prawdziwości. Miller oświadcza: „Tak więc obawiałem się przedstawić tę naukę, by ktoś nie uznał, że jestem w błędzie i aby nie być powodem wprowadzenia innych w błąd.” On spędził następnych pięć lat na badaniach, po których stwierdził: „Byłem w pełni przekonany co do wniosków, jakie siedem lat wcześniej zaczęły z taką siłą narzucać się mojemu umysłowi, a obowiązek przedstawienia innym dowodów bliskości adwentu – którego udawało mi się uniknąć, dopóki mogłem znaleźć choćby cień wątpliwości co do jego prawdziwości – znów stanął przede mną z wielką siłą.”
WIEDZA SPROWADZA ODPOWIEDZIALNOŚĆ
Wtedy Miller zaczął otwarcie przedstawiać swoje odkrycia „sąsiadom, duchownym i innym.” Lecz ku swojemu zdziwieniu zauważył, iż „bardzo nieliczni słuchali z jakimkolwiek zainteresowaniem.” Następnie, na sześć kolejnych lat oddał się dokładnemu studiowaniu, z rosnącym przekonaniem, że miał „osobisty obowiązek do wykonania w tej sprawie.” On stwierdza: „Próbowałem się wytłumaczyć przed Panem z tego, że nie występuję i nie ogłaszam tego światu. Mówiłem Panu, że nie przywykłem do publicznego przemawiania, że nie posiadam koniecznych kwalifikacji, by pozyskać uwagę słuchaczy, że jestem bardzo nieśmiały i boję się wystąpić przed światem.” Do 1829 roku Miller w pełni rozwinął swój system proroczej chronologii i doktryny, udowodnił jego prawdziwość ku własnej satysfakcji i rozmawiał o nim z innymi, chociaż jeszcze nie publicznie.
PUBLICZNA SŁUŻBA MILLERA
Latem 1831 roku Millera ogarnęło nagłe i głębsze niż kiedykolwiek przekonanie, iż powinien opowiedzieć światu o swoich odkryciach, a jego obiekcje i sprzeciwy wydawały się odgrywać mniejszą rolę niż zazwyczaj. Relacjonuje swoje przeżycia w następujący sposób: „Moja udręka stała się tak wielka, że wszedłem w uroczyste przymierze z Panem, iż jeśli otworzy mi drogę, pójdę i wypełnię mój obowiązek w stosunku do świata. Zdawało się docierać do mnie pytanie, 'co rozumiesz przez otwarcie drogi?” No cóż, gdybym otrzymał zaproszenie, by przemówić publicznie w jakimś miejscu, to pójdę i opowiem im, co znalazłem w Biblii na temat przyjścia Pana. Cały ciężar natychmiast spadł mi z serca i radowałem się z tego, że prawdopodobnie nie zostanę nigdzie zaproszony do przemawiania, bowiem nigdy wcześniej nie otrzymałem takiego zaproszenia. Moje próby nie były znane i nie spodziewałem się, iż zostanę zaproszony do jakiegokolwiek pola pracy.”
Był sobotni poranek. Wkrótce potem do gabinetu Millera wszedł młody człowiek z pobliskiego miasta Dresden i zakomunikował mu, iż w dniu jutrzejszym w kościele w Dresden nie będzie normalnego kazania i że ludzie pragną, by Miller przybył i opowiedział im o drugim adwencie Chrystusa. Miller był przytłoczony. Oświadcza: „Byłem zły na siebie, że zawarłem to przymierze; zbuntowałem się przeciwko Panu i zdecydowałem, że nie pójdę.” Miller wyszedł z pokoju i przeszedłszy przez cały dom, wyszedł tylnymi drzwiami – tym razem nie do stodoły ani na pole, lecz do pobliskiego zagajnika, gdzie mógł się pomodlić. Był to wielki punkt zwrotny w jego życiu. W jego ciele toczyły walkę dwa duchy, jeden przeciwko drugiemu. Duch Pański odniósł zwycięstwo. Człowiek o charakterze Millera, pomimo głębokiego wewnętrznego konfliktu i związanego z nim wielkiego wzburzenia, mógł znaleźć tylko jedną odpowiedź. Oczywiście nie mógł zawrzeć przymierza z Bogiem, a później wyrzec się go! Wiarą przyswoił sobie Pańską obietnicę mówiącą o tym, że Pan będzie stał przy nim i da mu słowa, jakie ma wypowiedzieć. Miller wszedł do tego zagajnika jako farmer, a opuścił go jako kaznodzieja. Następnego ranka przemówił do wypełnionej po brzegi sali uważnie słuchających go ludzi i ze swego doświadczenia relacjonuje: „Jak tylko zacząłem mówić, cała moja nieśmiałość i zażenowanie zniknęło, byłem jedynie pod wrażeniem wielkości tematu, który dzięki opatrzności Bożej mogłem przedstawić.” Mowa Millera została dobrze przyjęta i poproszono go, by pozostał i mówił kazania przez cały tydzień. Ludzie zbierali się z okolicznych miast i nastąpiło prawdziwe ożywienie. A to był dopiero początek. Zaproszenia przychodziły z różnych stron i Miller głosił coraz liczniejszej publiczności. Lecz zachował właściwą pokorę i cześć dla Boga, z poczuciem własnej niezdolności i nieograniczonych możliwości Boga. Kiedyś, po otrzymaniu listu, na którym widniał adres „Czcigodny William Miller”, odpowiedział: „Chciałbym, abyś zajrzał do swojej Biblii i sprawdził czy znajdziesz tam słowo „czcigodny” użyte w odniesieniu do grzesznego śmiertelnika takiego jak ja i postępował odpowiednio do tego.” Wkrótce tysiące tłoczyły się, by słuchać jego kazań, a wśród nich wielu duchownych z różnych denominacji,