Sztandar Biblijny nr 131 – 1999 – str. 4

Lecz, ku swojemu zdziwieniu, zauważył, iż „bardzo nieliczni słuchali z jakąkolwiek miarą zainteresowania”. Następnie Miller uciekł się do kolejnych sześciu lat uważnego badania. Przez cały ten czas wzrastało w nim przekonanie, że ma „osobisty obowiązek do wykonania w tej sprawie”. Stwierdza: „Próbowałem się wytłumaczyć przed Panem z tego, że nie występuję i nie ogłaszam tego światu. Mówiłem Panu, że nie posiadam koniecznych kwalifikacji, by pozyskać uwagę słuchaczy, że jestem bardzo nieśmiały i boję się wystąpić przed światem”. Do 1829 roku Miller w pełni rozwinął swój system proroczej chronologii i doktryny, udowodnił jego prawdziwość ku własnej satysfakcji i rozmawiał o nim z innymi, chociaż jeszcze nie publicznie.

POCZĄTEK PUBLICZNEJ SŁUŻBY MILLERA

      Latem 1831 roku Millera, nagle i bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, przygniotło przekonanie, iż powinien opowiedzieć światu o swoich odkryciach, wydawało się, że jego obiekcje i sprzeciwy nie mogą mieć mniejszej wagi niż zazwyczaj. Relacjonuje swoje przeżycia w następujący sposób: „Moja udręka stała się tak wielka, że wszedłem w uroczyste przymierze z Panem, że jeśli otworzy mi drogę, pójdę i wypełnię mój obowiązek w stosunku do świata. Pytanie „co rozumiesz przez otwarcie drogi?” wydawało się kołatać w mojej głowie. No cóż, gdybym otrzymał zaproszenie, by przemówić publicznie w jakimś miejscu, to pójdę i opowiem im, co znalazłem w Biblii na temat Pańskiego przyjścia. Natychmiast cały ciężar spadł mi z piersi i radowałem się z tego, że prawdopodobnie nie zostanę nigdzie zaproszony do przemawiania, bowiem nigdy wcześniej takiego zaproszenia nie otrzymałem. Moje próby nie były znane i nie spodziewałem się, iż zostanę zaproszony do jakiegokolwiek pola pracy.”

      Było to w sobotni poranek. Wkrótce potem młody człowiek z pobliskiego miasta Dresden wszedł do gabinetu Millera i zakomunikował mu, iż w kościele w Dresden nie będzie normalnego kazania w dniu jutrzejszym i że ludzie pragną, by Miller przyszedł i opowiedział im o Wtórym Adwencie Chrystusa. Miller był przytłoczony. Oświadcza: „Byłem zły na siebie, że zawarłem to przymierze; zbuntowałem się przeciwko Panu i postanowiłem, iż nie pójdę.” Miller wyszedł z pokoju i przeszedłszy przez cały dom wyszedł tylnymi drzwiami — tym razem nie do stodoły ani na pole, lecz do pobliskiego zagajnika, gdzie mógł się pomodlić. Był to wielki punkt zwrotny w jego życiu. W jego członkach toczyły walkę dwa duchy, jeden przeciwko drugiemu. Duch Pański odniósł zwycięstwo. Człowiek o charakterze Millera, pomimo głębokiego wewnętrznego konfliktu i związanego z nim ogromnego wzburzenia, mógł znaleźć tylko jedną odpowiedź. Rzeczą niemożliwą dla niego było zawarcie przymierza z Bogiem, a później wyrzeczenie się go! Wiarą przyswoił sobie Pańską obietnicę mówiącą o tym, iż Pan będzie stał przy nim i da mu słowa, jakie ma wypowiedzieć. Miller wszedł do tego zagajnika farmerem, a wyszedł kaznodzieją. Następnego ranka przemówił do pełnej po brzegi sali uważnie słuchających ludzi i ze swojego doświadczenia relacjonuje: „Jak tylko zacząłem mówić, cała moja nieśmiałość i zażenowanie zniknęło, byłem jedynie pod wrażeniem wielkości tematu, który dzięki opatrzności Bożej mogłem przedstawić”.

      Mowa Millera została dobrze przyjęta i poproszono go, by pozostał i mówił wykłady przez cały tydzień. Ludzie zbierali się z okolicznych miast, tak że nastąpiło prawdziwe ożywienie. A to był dopiero początek. Zaproszenia przychodziły z różnych stron i Miller głosił coraz liczniejszej publiczności. Jednakże zachował właściwą pokorę i cześć dla Boga, miał poczucie własnej niewystarczalności i wszechwystarczalności Boga. Kiedyś, po otrzymaniu listu, na którym widniał adres „Wielebny William Miller”, odpowiedział: „Chciałbym, abyś zajrzał do swojej Biblii i sprawdził, czy możesz tam znaleźć słowo „Wielebny” użyte w odniesieniu do grzesznego śmiertelnika takiego jak ja i postępował odpowiednio do tego. „Wkrótce tysiące tłoczyły się, by słuchać jego wykładów, a wśród nich wielu duchownych z różnych denominacji, takich jak baptyści, metodyści, kongregacjonaliści, prezbiterianie i uniwersaliści. Chociaż niektórzy się sprzeciwiali, wielu uważnie słuchało i wyrażało duże zainteresowanie, odnośnie którego Miller stwierdził: „Mogę to jedynie wyjaśnić przypuszczeniem, iż Bóg wspomaga starego człowieka [jego samego], słabego i niegodnego, niedoskonałego, nieuczonego, by zawstydzić mądrych i mocnych … Powoduje to, że czuję się jak robak, biedne, słabe stworzenie, bowiem tylko Bóg mógł wywrzeć tak wielki efekt na takiej publiczności.

      W coraz większym stopniu posłannictwo Wtórego Adwentu znajdowało drogę do serc ludzi i kiedy duchowni różnych denominacji zaczęli je głosić, ludzie tłoczyli się w jeszcze większych liczbach i w coraz szerszych kręgach. Oczywiście proporcjonalnie do tego wzrastały wyszydzanie i prześladowania. Miller był uczciwy i szczery w swoich przekonaniach i Pan obficie pobłogosławił swój lud przez proroczą chronologię, na której ważność Miller zwrócił uwagę, chociaż on pomylił się oczekując widzialnego powrotu Pana w ciele, najpierw w 1843, a potem, kiedy się to nie spełniło, 22 października 1844 roku. Wyznaczone przez niego chronologiczne okresy były na ogół poprawne, chociaż Miller błędnie stosował pewne ich elementy. Przede wszystkim zaczął liczyć 1335 dni z Dan. 12:12 trzydzieści lat wcześniej, niż należało. Niemniej jednak, po wielkim rozczarowaniu roku 1844, ten wierny mąż Boży, pośród publicznych drwin i prześladowań napominał braci, by „mocno się trzymali”. Oświadczył: „Obliczyłem cały czas jaki mogę. Muszę teraz czekać i czuwać, dopóki Bóg nie zechce łaskawie odpowiedzieć na dziesięć tysięcy modlitw, jakie każdego dnia i każdej nocy wstępują na jego święte wzgórze 'przyjdź, Panie Jezu, przyjdź szybko'”.

      W liście do Jozuego Himesa (najzdolniejszego osobistego pomocnika Millera) brat Miller

poprzednia stronanastępna strona