Sztandar Biblijny nr 31 – 1988 – str. 89

powodu do okazania oburzenia, słusznego gniewu. Kiedy widzimy wielką niesprawiedliwość, powinniśmy doznać uczucia słusznego gniewu Dlaczego? Ponieważ niesprawiedliwość jest złem. Bóg jest zagniewany z powodu niesprawiedliwości, kiedy jest ona popełniana świadomie lub dobrowolnie. Dlatego też lud Boży nie może mieć cienia sympatii do niesprawiedliwości.

MIŁOŚĆ DODANA DO SPRAWIEDLIWOŚCI

      Jeśli dzieci Boże nie będą starannie doskonalić przymiotu sprawiedliwości, dojdą do takiego stanu, w którym nie będą oceniać sprawiedliwości w ogóle. Lecz oceniając co jest dobre, a co złe mamy kroczyć naprzód i dostrzegać, że pilnie doskonalimy zaletę miłości obowiązkowej, sympatii i miłości bezinteresownej. Nikt nie może twierdzić, że jego własna ocena tego, co stanowi sprawiedliwość i miłość jest całkowicie właściwa, a ocena innej osoby zupełnie zła. Zwłaszcza wtedy, gdy ów brat czy siostra usiłują rozwijać na podobieństwo Chrystusa te same zalety, które i my rozwijamy. Nasze zdania nie mogą być zawsze zgodne, dlatego nie bądźmy zbyt pewni własnego punktu widzenia, ponieważ istnieje wszelkie prawdopodobieństwo, że to my się mylimy.

      Żaden z naśladowców Chrystusa nie jest tak dobrze rozwinięty, żeby mógł powiedzieć: nie potrzebuję już więcej instrukcji dotyczących sprawiedliwości i miłości, lecz brat mój ich potrzebuje. W naszych doświadczeniach z braćmi, gdy wydaje się, że nasz brat jest w błędzie, powiedzmy sami do siebie: to jest brat, który być może ma więcej niekorzystnych cech niż ja, ale to mój brat według Ducha. Wydaje mi się, że on źle postępuje, lecz ja mam dla niego życzliwość, a on prawdopodobnie nie wie, że jego postępowanie jest złe. Lub też być może się mylę. Gdyby on sprawę rozumiał z mojego punktu widzenia, postąpiłby inaczej. Nie będę go sądzić, lecz zostawię to Wszechmogącemu,
kol. 2
który jest nieomylny w sądzie i do którego sąd należy (1Kor. 4:5).

SYMPATIA DLA WSZYSTKICH LUDZI

      Choć Bóg nie ma sympatii do grzechu, lecz ma On tak wiele współczucia dla grzeszników, że dał swojego umiłowanego Syna, aby zbawić i podźwignąć grzesznika. Przeznaczył tysiąc lat na pracę podźwignięcia ludzkości. My dostrzegamy niesprawiedliwość; powinniśmy ją dostrzegać, lecz próby nakładania kar nie leżą w naszej kompetencji. Apostoł powiada „nie sądźcie przed czasem”. Widzimy popełniane czyny, które oburzają nasze poczucie moralności. Mamy sobie powiedzieć: wierzę, że ten czyn jest zły, ale nie do mnie należy rozstrzyganie spraw grzesznika. Bóg wie do jakiego stopnia ta osoba jest odpowiedzialna, ja nie wiem. Moim obowiązkiem jest, o ile to możliwe, kierować się sympatią w rozpatrywaniu jego sprawy. Moim obowiązkiem jest wesprzeć tego człowieka, jeśli to jest w mojej mocy, a jeśli mam odpowiednią okazję – pomóc mu porzucić błędny punkt widzenia wskazując właściwy. Lecz nawet w tym mam być „roztropnym jak wąż, a szczerym jak gołębica”. Chociaż postępowanie jest niewłaściwe, nie mogę wiedzieć do jakiego stopnia ta osoba jest opanowana przez zło.

      Miłość wyczekuje i widzi, iż cały świat popadł w wielkie trudności z powodu upadku. I miłość mówi: bądź łagodny w stosunku do wszystkich, bądź cichy, bądź wyrozumiały. Zawsze mamy pamiętać, że żyjemy w świecie grzechu, bólu, chorób i śmierci. Z tego punktu widzenia miłość nie będzie porywcza do gniewu, lecz będzie myśleć życzliwie i współczująco o drugich. W taki sposób, umiłowani, we wszystkich sprawach będziemy rozwijać się w Chrystusie, naszej wspaniałej Głowie, aż uczyni nas doskonałymi i zupełnymi przez swoją łaskę, a wtedy przedstawi nas bez zarzutu przed obliczem Boga (Judy 24).
BS '85,45.

kol. 1

 WĄŻ MIEDZIANY I JEGO ANTYTYP

      „A jako Mojżesz węża na puszczy wywyższył, tak musi być wywyższony Syn człowieczy.
Aby każdy kto weń wierzy nie zginął, ale miał żywot wieczny” (Jan 3:14, 15).

      Słowa te wypowiedział Jezus do Nikodema, faryzeusza, „księcia żydowskiego”, „nauczyciela w Izraelu”, a więc do człowieka dobrze zaznajomionego z Pismem Świętym. Zapis dotyczący wystawienia przez Mojżesza miedzianego węża na puszczy znajdujemy w 4Moj. 21:4-9. Rozważymy go teraz w szczegółach.

      Przy końcu czterdziestoletniego okresu doświadczeń na puszczy, kiedy nadszedł ostatecznie czas, aby lud cielesnego Izraela poszedł naprzód i wszedł do obiecanej mu ziemi kananejskiej,
kol. 2
leżącej na wschód od rzeki Jordan, Izraelici próbowali obrać najprostszą drogę przez ziemię edomską. Jednak lud edomski potomkowie Ezawa – odmówił ich prośbie i zagroził im wojną, jeśli spróbują podróżować przez Edom (4Moj. 20:14-21). W związku z tym „ruszyli do góry Hor drogą ku (północnemu ramieniu) Morzu Czerwonemu (obok Zatoki Akaba), aby obejść ziemię edomską” (w. 4). Ale droga ta prowadziła przez głuchą puszczę – „i utrudził się lud bardzo w onej drodze”. Lud był osłabiony trudnościami,

poprzednia stronanastępna strona